Byłeś dla mnie tlenem, to się teraz kurwa nauczę żyć azotem. Patrzyłam na Adama, który chodził sobie po szkole jakby nigdy nic. Jak byśmy nigdy nie byli razem. Imbecyl- tyle jestem w stanie o nim powiedzieć.
-O tu jesteś!- złapała mnie Karolina.- Chodź, mamy teraz spotkanie w sprawie tej piosenki.
-Eee o co ci chodzi?- zapytałam zaskoczona.
-A ty dalej o Adamie rozmyślasz? Myślałam, że odpuściłaś już sobie, chciałby to by przyszedł i pogadał. Przepraszam kochana, ale taka jest prawda.
-Wiem, jestem kretynką, ale nie mogę żałować tego, że byliśmy razem...
-Czemu?- zapytała.
-Nie można żałować, że było się szczęśliwą- powiedziałam stanowczo.
Weszłyśmy do sali, gdzie czekały dziewczyny. Oczywiście brakowało Aśki. Taaa pewnie jak zwykle chce mięć wielkie wejście. Ale debilka.
-Boże, pewnie wpadnie i dalej będzie się kłóciła o tą swoją piosenkę. Wariatka jedna- mruknęła Natalia.
-Nie ona nie jest wariatką, ona jest suką- poprawiła ją Angelika.
-Hahahahahaa o Boże hahahahah z tym to się akurat zgodzę w stu procentach- potwierdziła Konstancja.- Andzia piona!
-Jestem!- bum Aśka odwaliła drzwi i weszła.- To jak zdecydowałyście już, że moja piosenka jest lepsza?
-Nie! Śpiewamy piosenkę Eweliny!!!
-Moją!!!
-Eweliny!!!
I tak z jakieś dobre 5minut Konstancja kłóciła się z Aśką.
-Dobra, koniec tego. Załatwimy to inaczej- zaczęła Natalia.
-Jak?- krzyknęłyśmy wszystkie chórem.
-Papier, kamień, nożyce.
-Okej, to na 3- powiedziała Aśka.
-Ok i gramy do 3!
1,2,3 wygrała Natalia.
-Oł jee, oł jee!
-Nie zgadzam się! Oszukiwałaś!
-Przestań już zazdrośnico, śpiewamy piosenkę Eweliny i koniec.
* * *
-Dobra to robimy tak z nas umie śpiewać Ewelina i Karolina- zaczęła Konstancja.
-A Aśka?- zdziwiłam się.
-Jej nawet pod uwagę nie bierzemy, ona przegrała!
-Hahahahah dobre- dodała Angelika.
-Więc tak uzgodnijcie między sobą- wskazała palcem na mnie i Karolinę.- Która co śpiewa i jedziemy.
* * *
-Brawo dziewczyny, byłyście naprawdę świetne!- pogratulował nam nauczyciel.
I zadzwonił dzwonek. Wszyscy się zmyli. Bo to ostatnia lekcja. Nic dziwnego. Jako ostatnia wyszłam z klasy. Ruszyłam przez prawie pusty korytarz. Po chwili usłyszałam czyjąś rozmowę.
-Adam, proszę przemyśl to! Masz ogromny talent, nie zmarnuj go.
Momentalnie zatrzymałam się i słuchałam dalej.
-Ile razy mam powtarzać, że biologia mnie nie interesuje!?- odpowiedział chłopak, który był mi bliski.
-Twoje wyniki mówią co innego! Jesteś najlepszy w klasie, przemyśl moją propozycję.
Oho to chyba oznaczało koniec rozmowy...Czas na mnie. Szybko żeby mnie nie widział, szybko żeby mnie nie widział.
-Ewelina zaczekaj!- krzyknął.
Fuck.
-Emm cześć- tuż za mną rozległ się głos Adama.
O Boże.
-Mogę z tobą porozmawiać?- spytał.
-Po co?- moja odpowiedź była ostra jak nóż.
-Nienawidzisz mnie, prawda?- mruknął.
-Co? Jak możesz nawet tak mówić?! Po prostu, w końcu masz ochotę porozmawiać, a wcześniej nie miałeś- zapytałam.
Walczyłam ze sprzecznymi odruchami. Spojrzałam na Adama z irytacją, ponieważ w dalszym ciągu nie usłyszałam odpowiedzi.
-Chciałbym ci to wszystko wyjaśnić, ale nie dziś, bo nie wiem jak obrać to w słowa. Może jutro, znajdziesz trochę czasu?
Dla ciebie zawsze.
-Ta jasne, chyba mam trochę czasu- odparłam niby obojętnie.
-To chodź odwiozę cię do domu.
Konstancja
Wracaliśmy właśnie z zawodów i jakimś dziwnym kurwa trafem wolne miejsce znajdowało się obok Kacpra. Jej...Wygraliśmy (jak zwykle), a ja byłam tak zmęczona, że nawet nie miałam siły kłócić się z tym idiotą i po prostu usiadłam na siedzeniu obok niego.
-Spokojnie dziewczyno.
Niech cię szlag, Kacper. Najlepiej by było gdyby w ogóle się nie odzywał...
-Przestań się mną bawić, bo i tak ci się nie uda.
-Jasne-mruknął.- I za to cię lubię.
Zacisnęłam zęby, walcząc z chęcią zabicia go na miejscu.
-Czego chcesz?
-Ciebie.
-Jestem odporna na twoje wdzięki, poza tym mam chłopaka i jest mi z nim dobrze.
-Oł więc mam wdzięki, hmm? Mów dalej.
-Skończ tą szopkę Kacper!
-Oj przestań Kostka- roześmiał się.- Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.
-Właśnie przyjaciółmi- pozwoliłam by to słowo zawisło między nami.
Wsadziłam słuchawki w uszy. Z jednej strony, miałam ochotę go pobić, a z drugiej, czułam ulgę, że jest blisko. Pojebane to wszystko...Byłam tak zmęczona, że nie chciało mi się szukać poduszki, po prostu oparłam głowę na barku Kacpra. Nie wiem czy mu się to podobało czy nie. Obstawiam, że raczej to pierwsze ponieważ przyciągnął mnie do siebie i objął ręką. Choć raz do czegoś się przydał.
I zadzwonił dzwonek. Wszyscy się zmyli. Bo to ostatnia lekcja. Nic dziwnego. Jako ostatnia wyszłam z klasy. Ruszyłam przez prawie pusty korytarz. Po chwili usłyszałam czyjąś rozmowę.
-Adam, proszę przemyśl to! Masz ogromny talent, nie zmarnuj go.
Momentalnie zatrzymałam się i słuchałam dalej.
-Ile razy mam powtarzać, że biologia mnie nie interesuje!?- odpowiedział chłopak, który był mi bliski.
-Twoje wyniki mówią co innego! Jesteś najlepszy w klasie, przemyśl moją propozycję.
Oho to chyba oznaczało koniec rozmowy...Czas na mnie. Szybko żeby mnie nie widział, szybko żeby mnie nie widział.
-Ewelina zaczekaj!- krzyknął.
Fuck.
-Emm cześć- tuż za mną rozległ się głos Adama.
O Boże.
-Mogę z tobą porozmawiać?- spytał.
-Po co?- moja odpowiedź była ostra jak nóż.
-Nienawidzisz mnie, prawda?- mruknął.
-Co? Jak możesz nawet tak mówić?! Po prostu, w końcu masz ochotę porozmawiać, a wcześniej nie miałeś- zapytałam.
Walczyłam ze sprzecznymi odruchami. Spojrzałam na Adama z irytacją, ponieważ w dalszym ciągu nie usłyszałam odpowiedzi.
-Chciałbym ci to wszystko wyjaśnić, ale nie dziś, bo nie wiem jak obrać to w słowa. Może jutro, znajdziesz trochę czasu?
Dla ciebie zawsze.
-Ta jasne, chyba mam trochę czasu- odparłam niby obojętnie.
-To chodź odwiozę cię do domu.
Konstancja
Wracaliśmy właśnie z zawodów i jakimś dziwnym kurwa trafem wolne miejsce znajdowało się obok Kacpra. Jej...Wygraliśmy (jak zwykle), a ja byłam tak zmęczona, że nawet nie miałam siły kłócić się z tym idiotą i po prostu usiadłam na siedzeniu obok niego.
-Spokojnie dziewczyno.
Niech cię szlag, Kacper. Najlepiej by było gdyby w ogóle się nie odzywał...
-Przestań się mną bawić, bo i tak ci się nie uda.
-Jasne-mruknął.- I za to cię lubię.
Zacisnęłam zęby, walcząc z chęcią zabicia go na miejscu.
-Czego chcesz?
-Ciebie.
-Jestem odporna na twoje wdzięki, poza tym mam chłopaka i jest mi z nim dobrze.
-Oł więc mam wdzięki, hmm? Mów dalej.
-Skończ tą szopkę Kacper!
-Oj przestań Kostka- roześmiał się.- Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.
-Właśnie przyjaciółmi- pozwoliłam by to słowo zawisło między nami.
Wsadziłam słuchawki w uszy. Z jednej strony, miałam ochotę go pobić, a z drugiej, czułam ulgę, że jest blisko. Pojebane to wszystko...Byłam tak zmęczona, że nie chciało mi się szukać poduszki, po prostu oparłam głowę na barku Kacpra. Nie wiem czy mu się to podobało czy nie. Obstawiam, że raczej to pierwsze ponieważ przyciągnął mnie do siebie i objął ręką. Choć raz do czegoś się przydał.
* * *
Obudziłam się dopiero gdy dojechaliśmy do domu. Oczywiście udawałam, że sytuacja z Kacprem nie miała miejsca. Cwana ja.
-Ej Kostka, czekaj!- krzyknął za mną, kiedy wyszłam z autobusu.
-Czego?!
-Pomyślałem, że moglibyśmy się razem zabawić...
-Zabawić? Razem?- przygryzłam wargę, żeby się nie roześmiać.
-Nie zaszkodzi nam- odparł cicho.
I wtedy wybuchłam śmiechem. No po prostu nie mogłam się powstrzymać. Masakra.
-Więc co myślisz o wspólnym spędzaniu czasu?- zapytał.
-Myślę, że przed chwilą udzieliłam odpowiedzi na twoje pytanie.
-Niezły cios, me serce krwawi o tu- wskazał.
-Co masz na myśli przez to spędzanie czasu?- zapytałam ciekawa.
-Wszyscy jesteśmy zaproszeni w piątek na imprezę do Edenu.
-Eeee wszyscy?
-Możesz wziąć znajomych- puścił mi oczko..- Dobra to ja zawijam, bo mama po mnie przyjechała.
-No papa.
Szukałam wzrokiem Michała, który miał po mnie przyjechać. Lewo, prawo nic. Hmmm, wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do niego.
-Gdzie jesteś?- zapytałam, kiedy odebrał.
-Daj mi sekundę- powiedział i rozłączył się.
No to nieźle, mam nadzieję, że mnie nie wystawił. 1 sekunda minęła i właśnie wtedy jego czarne bmw stało centralnie przede mną.
-Ale jak ty?- zapytałam zdziwiona.
-Wsiadaj, bo mokniesz mi- powiedział i zabrał torbę ode mnie.
-Dziękuję.
-Nie ma za co, jak tam było?- zapytał.
-A no jak zwykle wygraliśmy- uśmiechnęłam się pod nosem
Natalia
Minął tydzień od ostatniego incydentu z Marcinem. On nic nie robił, a mnie to irytowało. Nie wiem czemu, ale w głębi, tak bardzo, bardzo głęboko liczyłam, że nadal będzie się starał a tu dupa.
-O Jezu schowaj mnie, zabierz mnie stąd- podbiegła do mnie Konstancja.
-Ale o co ci chodzi?- zapytałam.
-Potem ci powiem, ale zabierz mnie stąd!!!
-Dobra, nie musisz się tak drzeć...
-A sory, to chodźmy na wagary.
5minut później byłyśmy w drodze do Mc Donalda. Obiad w maku why not. Zamówiłyśmy, oczywiście ona stawiała, bo jest bogata, hahaha.
-No to o co chodzi mała?- zapytała.
-Mała to jest twoja...- nie dokończyła, bo popatrzyłam się na nią groźnie.
-Też tak sądzę, że nie chcesz kończyć, opowiadaj!
-Lepiej ci to pokażę...
Wyciągnęła telefon, na którym wyświetliła zdj. Na głównym planie widac było ją hahahahahahah lażącą na Kacprze, o chuj hahahahahah.
-Ale słodko.
-Chyba się porzygam- westchnęła,
-I przez to zdj siedzimy tutaj?- zdziwiłam się.
-Nieeee wcale cała szkoła nie ma tego zdjęcia, wcale Michał mnie nie zabije i nie Natalia wcale źle się z tym nie czuje.
-Ale ty tylko na nim sobie przysnęłaś, lol?!
-No wiem, ale...
-Ale co?!
-Nie nic, nieważne.
-Konstancjo Królewicz mów w tej chwili o co chodzi.
-Bo on zaprosił mnie na imprezę, która jest dzisiaj. Zaraz dzisiaj jest piątek taa?
-Piątek, piątunio- potwierdziłam.
-No i mogę zabrać was ze sobą...
-Jak to zabrać? Ty rozważasz jego propozycję? No nieźle,
Nie otrzymałam odpowiedzi na to pytanie. Po jakiś 2h zmyłyśmy się do domu.
-Halo, jest tu kto?- zawołałam wchodząc do domu.
-Natalia, twój głupi kolega znowu przyszedł- mruknęła niezadowolona Ania.
Kolega? Mój? Zaraz głupi? Marcin to na pewno on! Poszłam do kuchni, gdzie wygodnie sb zasiadał i rozmawiał z moją mamą. Powtarzam moją mamą, lol.
-Eeeee?- zdziwiłam się.
-O Natalia wreszcie wróciłaś, czemu nie przedstawiłaś nam wcześniej swojego chłopaka?- zapytała mama.
Spojrzałam na Marcina, który puścił mi oko i pomachał ręką. Nienawidzę go. CHCIAŁBYŚ- powiedziałam bezgłośnie.
-Słyszałam, że wybieracie się razem na wspólny wieczór, więc nie będę wam przeszkadzać.
-Woeczór, co?! Mamo? Marcin o co chodzi?
-Zapomniałaś już, że mamy dzisiaj randkę, idziemy na kolację- uśmiechnął się.
-Radzę ci się lepiej ubrać- pocinęła mnie mama.
Natalia
Minął tydzień od ostatniego incydentu z Marcinem. On nic nie robił, a mnie to irytowało. Nie wiem czemu, ale w głębi, tak bardzo, bardzo głęboko liczyłam, że nadal będzie się starał a tu dupa.
-O Jezu schowaj mnie, zabierz mnie stąd- podbiegła do mnie Konstancja.
-Ale o co ci chodzi?- zapytałam.
-Potem ci powiem, ale zabierz mnie stąd!!!
-Dobra, nie musisz się tak drzeć...
-A sory, to chodźmy na wagary.
5minut później byłyśmy w drodze do Mc Donalda. Obiad w maku why not. Zamówiłyśmy, oczywiście ona stawiała, bo jest bogata, hahaha.
-No to o co chodzi mała?- zapytała.
-Mała to jest twoja...- nie dokończyła, bo popatrzyłam się na nią groźnie.
-Też tak sądzę, że nie chcesz kończyć, opowiadaj!
-Lepiej ci to pokażę...
Wyciągnęła telefon, na którym wyświetliła zdj. Na głównym planie widac było ją hahahahahahah lażącą na Kacprze, o chuj hahahahahah.
-Ale słodko.
-Chyba się porzygam- westchnęła,
-I przez to zdj siedzimy tutaj?- zdziwiłam się.
-Nieeee wcale cała szkoła nie ma tego zdjęcia, wcale Michał mnie nie zabije i nie Natalia wcale źle się z tym nie czuje.
-Ale ty tylko na nim sobie przysnęłaś, lol?!
-No wiem, ale...
-Ale co?!
-Nie nic, nieważne.
-Konstancjo Królewicz mów w tej chwili o co chodzi.
-Bo on zaprosił mnie na imprezę, która jest dzisiaj. Zaraz dzisiaj jest piątek taa?
-Piątek, piątunio- potwierdziłam.
-No i mogę zabrać was ze sobą...
-Jak to zabrać? Ty rozważasz jego propozycję? No nieźle,
Nie otrzymałam odpowiedzi na to pytanie. Po jakiś 2h zmyłyśmy się do domu.
-Halo, jest tu kto?- zawołałam wchodząc do domu.
-Natalia, twój głupi kolega znowu przyszedł- mruknęła niezadowolona Ania.
Kolega? Mój? Zaraz głupi? Marcin to na pewno on! Poszłam do kuchni, gdzie wygodnie sb zasiadał i rozmawiał z moją mamą. Powtarzam moją mamą, lol.
-Eeeee?- zdziwiłam się.
-O Natalia wreszcie wróciłaś, czemu nie przedstawiłaś nam wcześniej swojego chłopaka?- zapytała mama.
Spojrzałam na Marcina, który puścił mi oko i pomachał ręką. Nienawidzę go. CHCIAŁBYŚ- powiedziałam bezgłośnie.
-Słyszałam, że wybieracie się razem na wspólny wieczór, więc nie będę wam przeszkadzać.
-Woeczór, co?! Mamo? Marcin o co chodzi?
-Zapomniałaś już, że mamy dzisiaj randkę, idziemy na kolację- uśmiechnął się.
-Radzę ci się lepiej ubrać- pocinęła mnie mama.
-Czekam skarbie- pomachał mi Marcin.
Jak burza wpadłam do pokoju, wyrąbałam wszystko z szafy. Wybrałam prosty strój żeby sprawiać wrażenie obojętnej na to wszystko, hehe. Po chwili byłam już na górze, a po dłuższej chwili siedzieliśmy w ekskluzywnej restauracji. Jednym słowem, wow. Ma chłopak gust.
-Dlaczego tak na mnie patrzysz?- zapytałam.
-Bo jesteś piękna. Lubię patrzeć na pięknych ludzi.
-Hęęę?
-A jakiś czas temu postanowiłem nie odmawiać sobie życiowych przyjemności.
Zapadła cisza, ale nie podobała mi się więc podjęłam próbę ponownej rozmowy.
-Zupełnie omotałeś moją mamę.
-Tak a twój tato jest fanem tej samej drużyny piłkarskiej. Myślisz, że mnie polubili?
-No pewnie. A z resztą kodo to obchodzi, to tylko rodzice.
-To twoi rodzice! Poza tym lubię być lubiany...Zwłaszcza jeśli to rodzice mojej dziewczyny.
-Przepraszam!? Jakiej dziewczyny!?
-No ta ja cię kocham, ty mnie więc na co czekać?
-No nie wiem...może najpierw byś zapytał mnie co o tym sądzę, hmmm?
Byłam zła, bardzo zła. Co ten kolo sobie wyobraża!?
-Ty podobasz się mi, ja tobie, więc...
-Przepraszam bardzo, ale ja nigdy nie powiedziałam, że mi się podobasz. Halo!?
-Skarbie, ja nawet nie musiałem pytać, widać to po tobie.
Ewelina
Zadzwonił mój telefon.
-Jesteś w domu?- zapytał Adam.
-Hm, nie- odpowiedziałam.
-Znam odpowiedź, bo jestem pod twoim domem.
-Ale my i tak już chyba będziemy wracać.
-Super. Do zobaczenia za chwilę.
Kiedy wjechaliśmy na podjazd Adam siedział na frontowych schodach. Trzymał w rękach bukiet czerwonych róż, które dopiero co zaczęły rozkwitać. Wstał ze schodów, podał mi bukiet i zapytał:
-Masz ochotę się przejść?
-Jasne, niedługo wrócę- powiedziałam do dziadków.
-Byle nie późno, i Adamie liczę na to, że jesteś przyzwoitym młodzieńcem i odprowadzisz mi wnusię do domu- pogroziła mi babcia.
-Oj Zosiu chodź do domu, daj młodym się wyszaleć- zaśmiał się dziadek
Chyba czułam się trochę lepiej ze świadomością, że za chwilę dowiem się wszystkiego. Czy to będzie ulga? Nie wiem, ale się dowiem! Szliśmy, a ja dopiero wtedy zorientowałam się, że niosę ze sobą ten bukiet. Idiotka skarciłam się w myślach, mogłam dać je dziadkom.
-Jakieś 2lata temu, zanim przyjechałaś do dziadków miałem przyjaciela.
-Miałeś?- zdziwiłam się.
-Tak, bo on już...Z resztą zacznijmy od początku. A więc przyjaźniliśmy się od małego. Mówią, że pasje łączą ludzi i tak było z nami. Liczyły się tylko motory, motory i motory. W prezencie na urodziny dostaliśmy te upragnione maszyny, więc postanowiliśmy je wypróbować.
-Iiii?
-Ten wieczór zapamiętam do końca życia, ponieważ był najgorszym jaki kiedykolwiek przeżyłem.
-Wypadek?- zapytałam, ale znałam odpowiedź.
-Tak, dlatego rozumiem co ty czułaś kiedy straciłaś rodziców. No więc, zanim przyjechała karetka on już nie żył, a ja stałem i się patrzyłem. Nie potrafiłem, nie mogłem nic zrobić!
Zerknęłam na niego i zobaczyłam spływającą łzę. Adam nigdy przy mnie nie płakał, nigdy! To była porażka, widziałam łzy własnego chłopaka, znaczy byłego, ach to takie skomplikowane, fuck. Jebać dumę, pomyślałam i przytuliłam go. Staliśmy tak wtuleni w siebie. Mi to nie przeszkadzało.
-Adaś, a co z bio-chem'em?- zapytałam, ciekawa czy rozważa propozycję od nauczycielki.
-Nie ma takiej opcji, nawet o tym nie myślę- powiedział stanowczo.
-Ale dlaczego? Twoi rodzice są lekarzami, a ty masz do tego talent!
-Ewelina nie rozumiesz?! Jak mogę być lekarzem i ratować innych ludzi skoro nie potrafiłem uratować swojego przyjaciela!
-Byłeś wtedy młody, nie wiedziałeś co robić. Proszę przemyśl tą propozycję. To wielka szansa dla ciebie. Byłbyś wspaniałym lekarzem.
-Pomyślę...
-Znajdziesz odpowiedź...Wierzę w ciebie!
Nigdy tak ciężko nie pisało mi się rozdziału. Naprawdę to była masakra...Jest rozdział, niesprawdzony, więc przepraszam za błędy. Przepraszam też, że nie komentowałam waszych nowych rozdziałów. Nie miałam czasu, ale staram się to nadrobić. Dlatego tych którzy to przeczytali, proszę o zostawienie po sobie śladu i napisaniu jeżeli chcecie o komentarz ode mnie pod waszymi postami napiszcie to, bo na serio już nie mam pojęcia, tyle tego do nadrobienia.
Natalia ;)
Jak burza wpadłam do pokoju, wyrąbałam wszystko z szafy. Wybrałam prosty strój żeby sprawiać wrażenie obojętnej na to wszystko, hehe. Po chwili byłam już na górze, a po dłuższej chwili siedzieliśmy w ekskluzywnej restauracji. Jednym słowem, wow. Ma chłopak gust.
-Dlaczego tak na mnie patrzysz?- zapytałam.
-Bo jesteś piękna. Lubię patrzeć na pięknych ludzi.
-Hęęę?
-A jakiś czas temu postanowiłem nie odmawiać sobie życiowych przyjemności.
Zapadła cisza, ale nie podobała mi się więc podjęłam próbę ponownej rozmowy.
-Zupełnie omotałeś moją mamę.
-Tak a twój tato jest fanem tej samej drużyny piłkarskiej. Myślisz, że mnie polubili?
-No pewnie. A z resztą kodo to obchodzi, to tylko rodzice.
-To twoi rodzice! Poza tym lubię być lubiany...Zwłaszcza jeśli to rodzice mojej dziewczyny.
-Przepraszam!? Jakiej dziewczyny!?
-No ta ja cię kocham, ty mnie więc na co czekać?
-No nie wiem...może najpierw byś zapytał mnie co o tym sądzę, hmmm?
Byłam zła, bardzo zła. Co ten kolo sobie wyobraża!?
-Ty podobasz się mi, ja tobie, więc...
-Przepraszam bardzo, ale ja nigdy nie powiedziałam, że mi się podobasz. Halo!?
-Skarbie, ja nawet nie musiałem pytać, widać to po tobie.
Ewelina
Zadzwonił mój telefon.
-Jesteś w domu?- zapytał Adam.
-Hm, nie- odpowiedziałam.
-Znam odpowiedź, bo jestem pod twoim domem.
-Ale my i tak już chyba będziemy wracać.
-Super. Do zobaczenia za chwilę.
Kiedy wjechaliśmy na podjazd Adam siedział na frontowych schodach. Trzymał w rękach bukiet czerwonych róż, które dopiero co zaczęły rozkwitać. Wstał ze schodów, podał mi bukiet i zapytał:
-Masz ochotę się przejść?
-Jasne, niedługo wrócę- powiedziałam do dziadków.
-Byle nie późno, i Adamie liczę na to, że jesteś przyzwoitym młodzieńcem i odprowadzisz mi wnusię do domu- pogroziła mi babcia.
-Oj Zosiu chodź do domu, daj młodym się wyszaleć- zaśmiał się dziadek
Chyba czułam się trochę lepiej ze świadomością, że za chwilę dowiem się wszystkiego. Czy to będzie ulga? Nie wiem, ale się dowiem! Szliśmy, a ja dopiero wtedy zorientowałam się, że niosę ze sobą ten bukiet. Idiotka skarciłam się w myślach, mogłam dać je dziadkom.
-Jakieś 2lata temu, zanim przyjechałaś do dziadków miałem przyjaciela.
-Miałeś?- zdziwiłam się.
-Tak, bo on już...Z resztą zacznijmy od początku. A więc przyjaźniliśmy się od małego. Mówią, że pasje łączą ludzi i tak było z nami. Liczyły się tylko motory, motory i motory. W prezencie na urodziny dostaliśmy te upragnione maszyny, więc postanowiliśmy je wypróbować.
-Iiii?
-Ten wieczór zapamiętam do końca życia, ponieważ był najgorszym jaki kiedykolwiek przeżyłem.
-Wypadek?- zapytałam, ale znałam odpowiedź.
-Tak, dlatego rozumiem co ty czułaś kiedy straciłaś rodziców. No więc, zanim przyjechała karetka on już nie żył, a ja stałem i się patrzyłem. Nie potrafiłem, nie mogłem nic zrobić!
Zerknęłam na niego i zobaczyłam spływającą łzę. Adam nigdy przy mnie nie płakał, nigdy! To była porażka, widziałam łzy własnego chłopaka, znaczy byłego, ach to takie skomplikowane, fuck. Jebać dumę, pomyślałam i przytuliłam go. Staliśmy tak wtuleni w siebie. Mi to nie przeszkadzało.
-Adaś, a co z bio-chem'em?- zapytałam, ciekawa czy rozważa propozycję od nauczycielki.
-Nie ma takiej opcji, nawet o tym nie myślę- powiedział stanowczo.
-Ale dlaczego? Twoi rodzice są lekarzami, a ty masz do tego talent!
-Ewelina nie rozumiesz?! Jak mogę być lekarzem i ratować innych ludzi skoro nie potrafiłem uratować swojego przyjaciela!
-Byłeś wtedy młody, nie wiedziałeś co robić. Proszę przemyśl tą propozycję. To wielka szansa dla ciebie. Byłbyś wspaniałym lekarzem.
-Pomyślę...
-Znajdziesz odpowiedź...Wierzę w ciebie!
Nigdy tak ciężko nie pisało mi się rozdziału. Naprawdę to była masakra...Jest rozdział, niesprawdzony, więc przepraszam za błędy. Przepraszam też, że nie komentowałam waszych nowych rozdziałów. Nie miałam czasu, ale staram się to nadrobić. Dlatego tych którzy to przeczytali, proszę o zostawienie po sobie śladu i napisaniu jeżeli chcecie o komentarz ode mnie pod waszymi postami napiszcie to, bo na serio już nie mam pojęcia, tyle tego do nadrobienia.
Natalia ;)